Jesteś
ty, twoi najbliżsi i tort urodzinowy na środku stołu. Jedna świeczka i jedno
życzenie. Musisz zdecydować, czego tak naprawdę chcesz. Czego potrzebujesz.
Czego pragniesz najbardziej na świecie. To będzie życzenie dla ciebie? Czy może
jednak dla twoich bliskich? Decyzja jest twoja. Uśmiechasz się, wszyscy
się w ciebie wpatrują i czekają, aż zdmuchniesz świeczkę. Czujesz presję.
Uśmiechasz się czy też nie? Płaczesz? Łzy szczęścia czy smutku? I ta prośba błąkająca
się po głowie i błagająca, by ktoś ją usłyszał – niech ktoś zdmuchnie za mnie
tę pieprzoną świeczkę, bo ja nie wiem czego chcę.
Dawno
tego nie robiłam. Za każdym razem, kiedy moja najbliższa koleżanka (niemal
przyjaciółka) ma urodziny, pamiętam o świeczkach na torcie, który sama dla niej
piekę. Zawsze. Ale dzisiaj usłyszałam pewną myśl. Od mojej mamy. Od kogoś, kto
od lat nie zdmuchiwał świeczek i nie myślał o życzeniach dla siebie. Powiedziała
mi, że w tym roku stała przed tym tortem i nie potrafiła określić, czego chciałaby od
życia. Na co czeka. Kiedyś stwierdziłam, że jest najbardziej bezinteresowną
osobą jaką znam. I wiem to na pewno, a ona potwierdza to każdym swoim czynem. Wiem to, bo ja jestem największą egoistką
jaką znam. A znam ich wielu, od mojego ojca zaczynając. Nigdy nie rozumiałam,
co połączyło tak różnych od siebie ludzi… I nie wierzę w bzdury, że
przeciwieństwa się przyciągają. Świat tak nie funkcjonuje.
Ale
wracając do życzenia. Pierwsze o czym pomyślała to my – ja i moi bracia. Zapragnęła,
żebyśmy byli szczęśliwi. Tylko tyle. I aż tyle. A ja teraz siedzę, piszę i
zastanawiam się, czy to jest w ogóle możliwe? Wszystkie mamy tak mają? Czy
tylko moja jest ewenementem na skalę światową? Wszystko, czego pragnie to
szczęście jej dzieci. Nie weekend w SPA, wakacje na egzotycznej wyspie, wygrana
w lotto, własne zdrowie. Nasze szczęście, nasze sukcesy, nasze dobro.
O
czym ja myślę, kiedy zdmuchuję świeczki? Nigdy tego nie pamiętam i wydaje mi
się, że ja nawet nie mam życzenia. Po prostu zdmuchuję świeczki, bo wszyscy się
na mnie gapią w oczekiwaniu, że zaraz dostaną po kawałku ciasta. Płomienie
gasną w ekspresowym tempie, dostaję do ręki nóż i mam każdemu nałożyć żarcie na talerz. Tak to mniej
więcej wygląda. A chyba nie powinno.