niedziela, 7 kwietnia 2013

Kto daje im prawo...



      Kiedyś ja i W. byliśmy nierozłączni… dlatego tak ciężko przeszłam jego odejście. Bo ja i on funkcjonowaliśmy jak jeden organizm, bo on był mną, a ja byłam nim - zawsze razem. Jeżeli ktoś nie czuł się w ten sposób przy drugiej osobie – nie zrozumie. Można się ze mną spierać, że to niemożliwe, że przyjaźń dziewczyny i chłopaka to jakiś abstrakcyjny przypadek „gdzieś i kiedyś, ale nie tu i teraz”, że tak naprawdę darzyliśmy się uczuciem, ale nie było ono bratersko-siostrzane, że przesadzam ze swoją reakcją… Już nie raz słyszałam takie zarzuty – właśnie o to słowo mi tu chodzi ZARZUTY. Rozmowy o W. nigdy nie są spokojną dyskusją. Ludzie na mnie naskakują, oskarżają o kłamstwo i przewrażliwienie, o nadwyraz rozwiniętą wyobraźnię…
Ale czy ja jestem wariatką?
Dlaczego obcy ludzie roszczą sobie prawo do oceniania mnie, a tym bardziej Jego!? Kto im takie prawo dał!?
Oni nie znają mnie, nie znali Jego… A wygłaszają opinie, jakby siedzieli w naszych głowach!
Dlaczego!? Do cholery… dlaczego…
Ci ludzie obnoszą się ze stwierdzeniami, które mnie ranią… sprawiają, że naprawdę zaczynam się czuć szalona… osaczają mnie, dołują…
A najbardziej krzywdzące słowa usłyszałam od osoby, po której nigdy bym się tego nie spodziewała:
„Skoro twierdzisz, że tak dobrze go znałaś… to dlaczego nie potrafiłaś zatrzymać go przed tym, co sobie zrobił? Przed samobójstwem?...”
Słowo samobójstwo było jak nóż w plecy.
Nie odpowiedziałam na to pytanie. Bo skąd niby miałam znać odpowiedź? Tę właściwą odpowiedź?
Powinnam ją znać?
Boję się nawet o tym myśleć… Boję się, że wrócą tamte dni odrętwienia, kiedy zerwałam swój kontakt ze światem zewnętrznym, kiedy znajdowałam się poza własną świadomością i nie chciałam stamtąd wracać. W końcu wróciłam.
A jeżeli teraz nie będę chciała wrócić?
Jeżeli… nie będę mogła wrócić?...

Dlaczego On to sobie zrobił?...