sobota, 9 marca 2013

Ja + On = Wielka Nieskończona Nienawiść



Są takie momenty w życiu, kiedy człowieka dopadają wspomnienia. Wręcz bombardują go i wywołują śmiech oraz płacz, na przemian. Na co dzień wolimy nie pamiętać tych chwil z przeszłości, wolimy je schować w zakamarkach umysłu, nie dzielimy się nimi. Bo tak jest łatwiej przetrwać. Zatuszować ból i radość.
W. powtarzał mi zawsze, że uczuć nie powinniśmy w sobie trzymać zbyt długo, ponieważ odwrócą się one przeciwko nam. Powinniśmy je wyrażać, ogłaszać wszem i wobec. Pokazać je światu.
Jednak są takie uczucia… których nie chcemy pokazywać nawet sobie. Prawdy, których nie chcielibyśmy nigdy sobie uświadomić.
- To głupie z twojej strony, że nie liczysz się ze zdaniem innych. – siedziałam z ojcem przy kuchennym stole i wymuszaliśmy na sobie konwersację. Nie byłam w tym dobra… Męczyło mnie udawanie, że wszystko jest w porządku. Bo nie było.
- Dlaczego mam się liczyć z ludźmi? Oni nie przeżyją życia za mnie. – mruknęłam i nawinęłam spaghetti na widelec – Nie czuję się przez to winna.
Pokiwał głową i prychnął prześmiewczo pod nosem. Nienawidziłam, kiedy tak robił. Uważał, że jest niesamowicie zaradnym człowiekiem, który pozjadał wszystkie rozumy. Uważał, że nie mam się co z nim równać. Byłam jak karaluch włóczący się bez celu po jego mieszkaniu.
- Jesteś cwana. Jeszcze się na tym przejedziesz w przyszłości… - nie miał prawa prawić mi morałów. Nie miał prawa mnie oceniać. Nie znał mnie.
- Wzorowałam się na mistrzu cwaniactwa. – wycedziłam zaciskając zęby i modląc się w duchu, żeby się zamknął.
- Nie bądź bezczelna. – przewrócił ze znużeniem stronę w gazecie, która leżała przed nim. Nawet na mnie nie patrzył. Oceniał mnie i nawet na mnie nie patrzył. Miałam ochotę rzucić w niego talerzem.
- Skoro prawdę nazywasz bezczelnością… - westchnęłam i odsunęłam krzesło. Musiałam wyjść, bo zaczynałam się dusić w towarzystwie tego człowieka.
- Siadaj. Nie skończyłaś jeszcze obiadu. Nie będziesz marnować jedzenia, nie rozdawali go na ulicy.
- W takim razie masz dokładkę. Smacznego, tato. – chciałam wyjść, ale uderzył ręką w stół. Wystraszyłam się, ale nie na tyle, żeby wrócić do kuchni. Stałam w korytarzu i czekałam na ciąg dalszy.
- Siadaj, powiedziałem!
- Straciłam apetyt.
- Nie posadzę cię siłą przy stole, nie masz pięciu lat, gówniaro! A teraz wracaj na swoje miejsce.
- Nie mam pięciu lat, więc mogę decydować, czy jestem głodna, czy też nie. A teraz nie jestem.
Zanim zdążyłby zerwać się z miejsca i zbliżyć się choćby o krok, ruszyłam szybko w stronę schodów i wbiegłam na górę, gdzie zamknęłam za sobą drzwi swojej sypialni.
Nienawidziłam go. Nienawidziłam sposobu w jaki do mnie mówił, w jaki na mnie patrzył… Nienawidziłam tego, co sobą reprezentował. Chciałam jedynie, żeby zniknął z mojego życia. Myślałam, że wyjazd na studia będzie moją drogą ku wolności. Myliłam się… On nadal mnie dręczył. Nadal pokazywał, jak mało dla niego znaczę i że nadal ma nade mną władzę. Ta nić jeszcze się nie zerwała…
Ale były też chwile, w których to ja miałam władzę nad nim. Kiedy wychodziliśmy na rodzinne spotkania chciał, żebyśmy sprawiali wrażenie jednej wielkiej szczęśliwej kochającej się rodziny. Ja, mama, moi bracia i on. Dlatego przed takim wyjściem był niesamowicie miły. Kiedyś dawałam się nabrać na tę jego nagłą sympatię i prezenty… Z czasem zrozumiałam, że to tylko gra pozorów. Wszystko co robił było pozorami.
Za ten fałsz nienawidziłam go jeszcze bardziej.
A rodzinne spotkania, podczas których obserwował każdy mój krok, sprawiały, że miałam swoją chwilę tryumfu, za którą potem dawał mi popalić podwójnie… Ale skutki były dla mnie nieistotne. Liczył się moment, w którym to ja byłam górą. W którym to on się mnie bał.
Chowam tę nienawiść przed światem, bo inaczej nie potrafię. Nie chcę, żeby ludzie wiedzieli, kto mnie wychowywał, w jakim domu dorastałam. Bo to nieważne. Bo dom to nie tylko ta jedna osoba – to również moja cudowna mama, która starała się zminimalizować skutki złego charakteru ojca. Wspomnienia z dzieciństwa związane z mamą są jak gwiazdy szczęścia na ciemnym niebie życia. Ona tworzy dla mnie azyl za każdym razem, gdy przyjeżdżam na weekend do tego Strasznego Dworu.
A dla tych innych…
Dla ludzi…
Ważne powinno być dla nich to kim jestem teraz i jaka jestem teraz. Przeszłość jest nieważna. Człowiek, który jest odpowiedzialny za ciemną stronę mojego życia jest nieważny. A uczucia w nim związane duszę w zarodku za każdym razem, kiedy próbują wypełznąć na powierzchnię jak robactwo.