Są
takie momenty w życiu, kiedy człowieka dopadają wspomnienia. Wręcz bombardują
go i wywołują śmiech oraz płacz, na przemian. Na co dzień wolimy nie pamiętać
tych chwil z przeszłości, wolimy je schować w zakamarkach umysłu, nie dzielimy
się nimi. Bo tak jest łatwiej przetrwać. Zatuszować ból i radość.
W.
powtarzał mi zawsze, że uczuć nie powinniśmy w sobie trzymać zbyt długo,
ponieważ odwrócą się one przeciwko nam. Powinniśmy je wyrażać, ogłaszać wszem i
wobec. Pokazać je światu.
Jednak
są takie uczucia… których nie chcemy pokazywać nawet sobie. Prawdy, których nie
chcielibyśmy nigdy sobie uświadomić.
- To głupie z twojej strony, że nie
liczysz się ze zdaniem innych. – siedziałam z ojcem przy kuchennym stole i
wymuszaliśmy na sobie konwersację. Nie byłam w tym dobra… Męczyło mnie
udawanie, że wszystko jest w porządku. Bo nie było.
- Dlaczego mam się liczyć z ludźmi?
Oni nie przeżyją życia za mnie. – mruknęłam i nawinęłam spaghetti na widelec –
Nie czuję się przez to winna.
Pokiwał głową i prychnął
prześmiewczo pod nosem. Nienawidziłam, kiedy tak robił. Uważał, że jest
niesamowicie zaradnym człowiekiem, który pozjadał wszystkie rozumy. Uważał, że
nie mam się co z nim równać. Byłam jak karaluch włóczący się bez celu po jego
mieszkaniu.
- Jesteś cwana. Jeszcze się na tym
przejedziesz w przyszłości… - nie miał prawa prawić mi morałów. Nie miał prawa
mnie oceniać. Nie znał mnie.
- Wzorowałam się na mistrzu
cwaniactwa. – wycedziłam zaciskając zęby i modląc się w duchu, żeby się
zamknął.
- Nie bądź bezczelna. – przewrócił ze
znużeniem stronę w gazecie, która leżała przed nim. Nawet na mnie nie patrzył.
Oceniał mnie i nawet na mnie nie patrzył. Miałam ochotę rzucić w niego
talerzem.
- Skoro prawdę nazywasz
bezczelnością… - westchnęłam i odsunęłam krzesło. Musiałam wyjść, bo zaczynałam
się dusić w towarzystwie tego człowieka.
- Siadaj. Nie skończyłaś jeszcze
obiadu. Nie będziesz marnować jedzenia, nie rozdawali go na ulicy.
- W takim razie masz dokładkę.
Smacznego, tato. – chciałam wyjść, ale uderzył ręką w stół. Wystraszyłam się,
ale nie na tyle, żeby wrócić do kuchni. Stałam w korytarzu i czekałam na ciąg
dalszy.
- Siadaj, powiedziałem!
- Straciłam apetyt.
- Nie posadzę cię siłą przy stole,
nie masz pięciu lat, gówniaro! A teraz wracaj na swoje miejsce.
- Nie mam pięciu lat, więc mogę decydować,
czy jestem głodna, czy też nie. A teraz nie jestem.
Zanim zdążyłby zerwać się z miejsca
i zbliżyć się choćby o krok, ruszyłam szybko w stronę schodów i wbiegłam na
górę, gdzie zamknęłam za sobą drzwi swojej sypialni.
Nienawidziłam go. Nienawidziłam
sposobu w jaki do mnie mówił, w jaki na mnie patrzył… Nienawidziłam tego, co
sobą reprezentował. Chciałam jedynie, żeby zniknął z mojego życia. Myślałam, że
wyjazd na studia będzie moją drogą ku wolności. Myliłam się… On nadal mnie
dręczył. Nadal pokazywał, jak mało dla niego znaczę i że nadal ma nade mną
władzę. Ta nić jeszcze się nie zerwała…
Ale były też chwile, w których to
ja miałam władzę nad nim. Kiedy wychodziliśmy na rodzinne spotkania chciał,
żebyśmy sprawiali wrażenie jednej wielkiej szczęśliwej kochającej się rodziny.
Ja, mama, moi bracia i on. Dlatego przed takim wyjściem był niesamowicie miły.
Kiedyś dawałam się nabrać na tę jego nagłą sympatię i prezenty… Z czasem
zrozumiałam, że to tylko gra pozorów. Wszystko co robił było pozorami.
Za ten fałsz nienawidziłam go
jeszcze bardziej.
A rodzinne spotkania, podczas których
obserwował każdy mój krok, sprawiały, że miałam swoją chwilę tryumfu, za którą
potem dawał mi popalić podwójnie… Ale skutki były dla mnie nieistotne. Liczył
się moment, w którym to ja byłam górą. W którym to on się mnie bał.
Chowam
tę nienawiść przed światem, bo inaczej nie potrafię. Nie chcę, żeby ludzie
wiedzieli, kto mnie wychowywał, w jakim domu dorastałam. Bo to nieważne. Bo dom
to nie tylko ta jedna osoba – to również moja cudowna mama, która starała się
zminimalizować skutki złego charakteru ojca. Wspomnienia z dzieciństwa związane
z mamą są jak gwiazdy szczęścia na ciemnym niebie życia. Ona tworzy dla mnie
azyl za każdym razem, gdy przyjeżdżam na weekend do tego Strasznego Dworu.
A
dla tych innych…
Dla
ludzi…
Ważne
powinno być dla nich to kim jestem teraz i jaka jestem teraz. Przeszłość jest
nieważna. Człowiek, który jest odpowiedzialny za ciemną stronę mojego życia
jest nieważny. A uczucia w nim związane duszę w zarodku za każdym razem, kiedy próbują
wypełznąć na powierzchnię jak robactwo.