wtorek, 19 lutego 2013

Mężczyzna i kobieta... Temat znany ludzkości od zarania dziejów.

Książkę Federica Mocci wzięłam z bibliotecznej półki z wielkim uśmiechem na ustach – po pierwsze dlatego, że odkąd przeczytałam „Trzy metry nad niebem” ubóstwiam jego prozę, a po drugie dlatego, że ta książka miała być inna niż poprzednie. Zupełnie inna.
I taka też była.
Ale teraz krótko o fabule.
Przeczytawszy kilka pierwszych rozdziałów stwierdziłam, że mam ukazane w powieści dwa światy: Jego i Jej. Kompletnie od siebie różne. Jednak punktem zwrotnym w fabule jest zderzenie tych światów – spotkanie dwojga ludzi, którzy mają kompletnie skrajne priorytety, wartości, cele życiowe. Właściwie wszystko ich różni.
Takie było moje spostrzeżenia na początku książki. Ale po pewnym czasie doszłam do wniosku, że tych dwoje ludzi tak właściwie wiele łączy. A jak powiedział sam Tancredi odnosząc się do Sofii:

„Ona była taka jak on. Była dryfującą duszą.”

(Federico Moccia, Mężczyzna, którego nie chciała pokochać, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2012, s.136.)

Ona – Sofia. Kiedyś sławna pianistka, dziś – kochająca żona, nauczycielka gry na pianinie. Szczęśliwa? Być może. Twierdzi, że owszem, jednak moim skromnym zdaniem, oszukuje sama siebie. Zrezygnowała z publicznych występów, z gry, którą kochała ponad wszystko i była w tym świetna. Dlaczego zrezygnowała? Dlaczego odepchnęła od siebie coś, co znaczyło dla niej tak wiele, a być może nawet wszystko? Dlaczego zostawiła za sobą świat muzyki i wybrała skromne życie nauczycielki?
Odstępując od pytań retorycznych – Sofia jest również wierną i lojalną przyjaciółką, córką, siostrą, żoną, która walczy o męża i nie pozwala mu się poddać (jaki jest problem, dowiedzcie się sami).
Jest stanowcza, pewna siebie, piękna, inteligentna, ambitna, uparta, czasami wręcz nieprzejednana, a z drugiej strony niesamowicie wrażliwa i uczuciowa.
Poświęciła wszystko, by otrzymać wiele. Ale czy to „wiele” oznacza szczęście?

On – Tancredi. Jest przystojny, bogaty, jeździ luksusowym autem, zdobywa kobiety i żyje beztrosko z dnia na dzień ze swoim zaufanym człowiekiem przy boku. Uwielbia sporty ekstremalne, kręci go wszystko, co gwarantuje skoki adrenaliny i przybliża mężczyznę do swoistej gry ze Śmiercią. Ryzyko – coś, dla czego warto podejmować każde wyzwanie.
Tancredi jest wyrachowany, arogancki, pewny siebie, przebiegły i… No właśnie – „i”. I za tą fasadą rozpieszczonego mężczyzny zachowującego się jak chłopiec we własnej firmie pełnej zabawek, którym jest dla niego świat, kryje się człowiek doświadczony przez los, skrzywdzony, zraniony… Głęboko w sobie dusi tajemnicę, która wyżera go od środka.
Z powodu tragicznego zdarzenia z przeszłości… i blizn, które pozostały na sercu tego mężczyzny… Tancredi nie potrafi kochać.
Czy, mimo to, jest szczęśliwy? Czy to „wszystko”, co posiada, daje mu upragnione przez każdego człowieka szczęście?

Kiedy tych dwoje obcych sobie ludzi spotyka się po raz pierwszy pewnego deszczowego dnia, w kościele… Żadne z nich nie było gotowe na wydarzenia, które miały miejsce potem. Nie byli gotowi na zmiany.
Ale one przyszły – niespodziewanie i być może nie byli z nich zadowoleni. Jednak historie tych ludzi w pewnym momencie krzyżują się, by potem ruszyć dalej, własnym torem.
Razem czy osobno?

A teraz – jak zawsze – KILKA UWAG, NA PEWNO NIE OBIEKTYWNYCH.

Od pierwszej strony przeczuwałam najgorsze! I nie pomyliłam się zbytnio… Tancredi ukazał mi świat tak wyrachowany, bezpardonowy i obłudny, że miałam ochotę zakopać się pod kołdrą i nigdy stamtąd nie wychodzić. Przeraził mnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie funkcjonuję wśród ludzi, którzy są tak popaprani, nieszczęśliwi i odarci ze współczucia, lojalności, wierności… z miłości… Naprawdę tak jest? No bo… Jeżeli tak jest, to jak nadal możemy ufać sobie nawzajem? Jak możemy żyć w kłamstwie i nie mieć wyrzutów sumienia, nie zadręczać się tym? Czy to nas nie męczy?

Inaczej było w przypadku Sofii. To kobieta, która ma twarde zasady. Dotrzymuje słowa i spełnia obietnice, nie kłamie, nie oszukuje, nie… A jednak… Okazało się, że to wszystko do czasu. I ten czas nadszedł szybciej niż przypuszczałam. Szczerze powiedziawszy – rozczarowała mnie. Myślałam, że będzie bohaterką, która sprzeciwi się złu całego świata. A ona… sprzedała się. Oczywiście, można powiedzieć, że miała dobry powód, by posunąć się tak daleko, ale… Według mnie, ona tylko szukała pretekstu, by przekroczyć tę granicę w małżeństwie, za którą znajduje się zdrada.

Sofia i Tancredi. Co ich łączy? Uważam, że są to ludzie, których zniszczył świat. Zniszczyła ich rzeczywistość i tragiczne wypadki, których doświadczyli, nieszczęścia, które ich spotkały. Są niespełnieni, niezadowoleni, nie na swoich miejscach… Są nieszczęśliwi.

Temat zdrady w powieści Mocci jest wszędobylny. Nie omija nikogo. Najpierw przyjaciółka Sofii zdradza męża, potem sama Sofia… W międzyczasie dowiadujemy się o tym, że matka kobiety również zdradziła kiedyś jej ojca – a co więcej, była gotowa odejść z tamtym mężczyzną, zostawić rodzinę, bez słowa wyjaśnienia, czy też głupiego "żegnaj".

W takim razie… po całej lekturze zadałam sobie pytanie – czy ludzie sami się unieszczęśliwiają? Czy potem trwają w tym nieszczęściu ze strachu przed opuszczeniem go? Przed zmianą czegoś na lepsze? Uciekają przed rozczarowaniem, które może ich spotkać po stronie, która wcześniej wydawała im się jaśniejsza, lepsza? Szczęśliwsza?
Być może inne osoby odczytają tę książkę jako doping do walki o własne szczęście i do podjęcia drastycznych decyzji, kolejnych kroków ku lepszemu jutru. Ja natomiast jestem zdumiona pesymizmem płynącym z tej powieści oraz obrazem człowieka, który oszukuje siebie i wszystkich dookoła, nawet najbliższych, i to bez mrugnięcia okiem.

Mimo wszelkich negatywnych wniosków, które wyciągnęłam z fabuły książki, cieszę się, że po nią sięgnęłam. Pokazała mi życie, w którym nie chciałabym uczestniczyć. Pozostaje mi jedynie żyć według własnych prawd i każdego dnia starać się nie przekraczać pewnych granic. Szukać swojego szczęścia, nie raniąc przy tym innych ludzi. I ufać im.
Nie można przecież z góry założyć, że drugi człowiek zamydli nam oczy i rozczaruje.


Mężczyzna, którego nie chciała pokochać - Federico Moccia