czwartek, 6 października 2011

Tym razem to ja muszę Ci coś wyznać.

- Myślałaś kiedyś nad tym, czy powinniśmy rzucić całe to miasto w cholerę i wyjechać gdzieś? - spytał W. obserwując mnie znad książki, którą kupiłam mu na gwiazdkę - Gdzieś daleko... Może na Manhattan?
- Masz jakiś niesamowity plan na przyszłość, o którym nie wiem, a który uwzględnia mój udział? - uniosłam kącik ust w półuśmiechu patrząc na przyjaciela z drugiego końca kanapy i odkładając swoją książkę na szklany stolik stojący obok.
- Może... A chciałabyś? - wiedziałam, że pytanie, które zadał miało drugie dno. Uwielbiał grać tajemniczego bohatera i sypać kwestiami z podtekstem. I muszę przyznać, że był w tym piekielnie dobry...
- Wiesz, że pewnie nie wahałabym się ani chwili, gdybyś powiedział, że wyjeżdżamy. - stwierdziłam - Nie wiem tylko, czy nie odesłałbyś mnie z powrotem do domu pierwszym samolotem po dwóch dniach. - zażartowałam.
- Wytrzymałem z tobą już dwanaście lat i wierz mi, że gdybym miał cię dość to już by mnie tu nie było. - parsknął trącając lekko stopą moje kolano. Odwdzięczyłam mu się tym samym. W. był jak starszy brat, z którym uwielbiałam się przekomarzać. Odkąd skończyłam cztery lata był nieodłącznym partnerem w zabawie, współwinnym każdego psikusa, który wymyśliłam i wprowadziłam w życie, powiernikiem, doradcą, nauczycielem, chodzącą encyklopedią, pomocą w zadaniu domowym, wybawicielem od srogiego wzroku ojca, herosem ratującym mnie od dziwnych modowych wymysłów mojej mamy... Był wszystkim i wszystkimi. Z czasem uzależniłam się od Jego obecności. Czułam, że bez niego nie dałabym sobie rady...
- No to sam widzisz. Gdzie Ty, tam i ja. - uśmiechnęłam się odchylając głowę i patrząc w sufit.
- Wiesz co... Muszę ci się do czegoś przyznać. - zaskoczona spięłam się nie wiedząc, czego mam się teraz spodziewać, ale po chwili nachyliłam się ku przyjacielowi gapiąc się na niego ze zmarszczonymi brwiami - Jesteś zdenerwowana? - zdziwiła go moja podejrzliwa postawa. 
- A jak myślisz? - prychnęłam sarkastycznie - To twoje, cytuję: "Muszę ci się do czegoś przyznać." nie zabrzmiało zbyt pokrzepiająco.
- I po co od razu ten cynizm... - poczochrał moje włosy, czego nienawidziłam, ale pozwalałam mu na to, bo wiedziałam, że sprawia mu to radość. A ja bardzo lubiłam, kiedy W. był szczęśliwy.  Teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że zależało mi tak bardzo na sprawianiu mu radości, ponieważ... Ponieważ chwile, w których naprawdę cieszył się życiem były niesamowicie rzadkie... - Chciałem powiedzieć, że ostatnio często myślę nad tym, co będzie za parę lat...
- A co ma być? - weszłam mu w słowo wzruszając lekceważąco ramionami - Nadal będziesz Ty, nadal będę ja... Nadal będziemy przyjaciółmi i nadal będziemy żyć dniem dzisiejszym. Nad czym tu się zastanawiać?
Jego oczy były pełne smutku, przygnębienia... Teraz wyrzucam sobie, że być może to była pierwsza oznaka tego, że coś jest nie tak, że trzeba mu pomóc. A ja nie dostrzegłam wagi słów przyjaciela...
- Ja widzę to inaczej. - odparł opadając z powrotem na oparcie kanapy - Za parę lat wyjedziesz do innego miasta na studia... Najlepiej na takie, w których będziesz mogła pokazać swój temperament. - zaśmiał się krótko wspominając zapewne jedną z sytuacji, w której "pokazałam pazurki" - Znajdziesz sobie chłopaka, który cię doceni. I wierz mi, że znajdziesz prawdziwego księcia na białym koniu!- zastrzegł zamyślając się - Wybierzemy go razem. Bo znając twój gust to przyprowadzisz do domu jakiegoś typka spod ciemnej gwiazdy, który gra na gitarze smętnego bluesa po knajpach, bazgrze graffiti na murach i nosi piąty rok te same ubłocone glany, które według niego są uniwersalne i nieśmiertelne. - zachichotałam słysząc jego wizję mojego przyszłego chłopaka - Zamiast takiego cwaniaczka może rozważylibyśmy kandydaturę T., co ty na to?
- Zwariowałeś!? Przecież to kumpel! Nigdy w życiu... - dziś mam żywy dowód w jak wielkim błędzie byłam, ale skąd mogłam wiedzieć to wtedy?...
- Dlaczego nie? Wszyscy widzą jak na ciebie patrzy. On się wręcz ślini na twój widok, I.. I nawet nie próbuj zaprzeczać, wiesz, że ja zawsze mam rację. A tę moją małą teorię potwierdza połowa naszych znajomych.
- Połowa to nie większość. - zaprzeczyłam szybko -  A teraz zmieńmy temat. - irytowało mnie strasznie to, że ludzie szukali mi na siłę drugiej połówki. Co druga osoba powtarzała, że ktoś musi się mną w końcu zaopiekować, bo jestem taka mała, bezbronna i niewinna. Dobre sobie... Naiwne człowieczki...
- Niedługo wyjedziesz... Zaczniesz nowe życie... Poznasz nowych ludzi... Zapomnisz o nas. Zapomnisz o swoim rodzinnym mieście. - spochmurniał jeszcze bardziej niż zwykle - Zapomnisz o mnie...
- Ty chyba się dzisiaj naćpałeś czegoś! - wrzasnęłam wstając z kanapy i uderzając go w ramię - Nawet jeżeli wyjadę na studia to nawet nie myśl, że pozwolę Ci tu zostać! - pogroziłam mu palcem - Zabieram Cię ze sobą. Chyba nie myślisz, że podaruję Cię jakiejś lali w prezencie gwiazdkowym, żebyś mógł poświęcać jej swój czas i uwagę. Nie ma mowy. - pokręciłam energicznie głową - Jedziesz ze mną. Gdziekolwiek pojadę, Ty jedziesz ze mną. A jak Ty gdzieś wyjedziesz, to nawet gdybyś nie chciał, jadę z Tobą. Więc wybij sobie z głowy, że kiedykolwiek się rozstaniemy. - rzuciłam się W. na szyję ściskając Go bardzo mocno - Nie oddam Cię. Za bardzo Cię kocham.
- Ja też Cię kocham. - westchnął obejmując mnie - Ale kiedyś prze...
- Nie! Nie ma takiej opcji. - zacieśniłam ucisk jeszcze bardziej śmiejąc się cichutko w Jego ramię.


Wiesz co W. ... 
Muszę Ci się do czegoś przyznać.
Miałeś rację.
Minęło te kilka lat od naszej rozmowy...
I zmieniło się wiele...
Zmieniło się praktycznie wszystko.
Wyjechałam z naszego miasta...
Zaczęłam nowe życie...
Nie znalazłam królewicza na białym koniu w ubłoconych glanach...
Związałam się z T., tak jak przewidywałeś.
Nie jestem na studiach, na których chciałeś, żebym była.
Na mojej uczelni nie pokazuję pazurków... 
Nie mam na to siły, ani ochoty.
Przestałam walczyć o swoje marzenia i ambicje... 
A przede wszystkim...
Nie mam już Ciebie... 
A to rujnuje cały świat, który zbudowałam...

Który zbudowaliśmy...
I którego już nie ma...
I nie wróci...

Wraz z Twoją śmiercią zniknął nasz świat, zniknąłeś Ty i zniknęłam dawna ja... To był koniec. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz