środa, 28 września 2011

Pogadajmy.

          Mimowolnie uwielbiałam to, jak dziewczyny wodziły wzrokiem za moim chłopakiem, gdy przechodziliśmy ulicami miasta zalanego tłumem ludzi, a ja z głupkowatym uśmiechem na twarzy mogłam uwiesić się na jego ramieniu i z czystą wręcz premedytacją pokazywać tym wszystkim zazdrośnicom, że On jest MÓJ. Wtedy napotykałam ich nienawistne spojrzenia, które odwzajemniałam unosząc szyderczo brew. Ale ten sam nienawistny wzrok, co u tych obcych dziewczyn, zobaczyłam kiedyś u mojego chłopaka - zaniepokoiło mnie to, więc postanowiłam poruszyć ten temat, zgodnie z naszą niepisaną umową, iż mówimy sobie o wszystkim. I tak wylądowałam z moim T. na kłodzie zwalonego drzewa za, nieużywanymi już, torami kolejowymi za miastem. To jest nasze miejsce. I tam omawialiśmy nasze problemy - to było jak rytuał, który wszedł nam w nawyk bez ustalania tego między sobą. 
Pochwyciłam Jego spojrzenie i zmrużyłam zadziornie oczy, czym był wyraźnie zaskoczony. 
- O czym rozmawiałeś ostatnio z R. na imprezie, kiedy poszłam pomóc  Z. w kuchni? - odparłam po chwili milczenia siadając okrakiem na pniu i przysuwając się bliżej chłopaka.
- Co masz na myśli? - nie patrzył na mnie. Wiedziałam, że coś jest nie tak. A On wiedział, że ja wiem.
- Specjalnie unikasz odpowiedzi? - nadal na mnie nie patrzył, więc zacisnęłam palce na jego przedramieniu, aby zwrócić jego uwagę - T., znam Cię. I wiem, że coś jest nie tak. Widzę to. Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi co?
- Bo to głupie... - mruknął parskając wymuszonym śmiechem.
- Nie wydaje mi się, żeby to było głupie. - stwierdziłam przysuwając się jeszcze bliżej i opierając brodę o jego ramię - Przecież coś Cię dręczy... Może razem spróbujemy coś na to zaradzić. Co?... - mówiłam opanowanym tonem, ale w środku cała wrzałam z niecierpliwości. A oporność mojego chłopka doprowadzała mnie niemal do szału.
- Będziesz się śmiała. - odparł patrząc na mnie niepewnie.
- Nie będę. - zarzekłam się - Obiecuję, że nie będę.
- Obiecujesz... - sapnął, a potem zrezygnowany pokręcił głową i zmarszczył brwi - Dlaczego tak długo rozmawiałaś z R.? 
- Że co? - obruszyłam się sztywniejąc momentalnie - Jak to? Przecież... Zamieniłam z nim kilka słów, pośmiałam się, a potem przyszedłeś Ty i cały wieczór spędziłam z Tobą, więc...
- Ale musiałaś rozmawiać akurat z nim!? - jego poirytowanie było dla mnie kompletnie niezrozumiałe w pierwszej chwili - Przecież wiesz, że on zawsze do Ciebie uderzał!
- Uderzał!? O czym Ty mówisz!? - krzyknęłam zrywając się na równe nogi - Słyszysz siebie w tym momencie!? Przecież R. to mój kumpel z podstawówki! Znamy się jak łyse konie, przecież wszystkie kary odbębnialiśmy razem przez całe gimnazjum! Mamy wiele wspólnych wspomnień, przywołaliśmy kilka numerów z tamtych czasów i pośmialiśmy się. To wszystko. - skwitowałam krzyżując ręce na piersiach - A Ty nie masz o co mieć do mnie pretensji.
- Ale I. posłuchaj... - zająknął się, a następnie wstał i przytulił mnie do siebie głaszcząc po plecach. Chciał mnie udobruchać, ale nie ze mną takie triki. Byłam za bardzo zdenerwowana, żeby tak łatwo dać się przeprosić - Przepraszam... Nie chciałem, żebyś się wściekała... - wyszeptał całując mnie w czubek głowy i zaglądając w oczy - Ja po prostu... Boże, jakie to głupie.
- Albo mi zaraz powiesz, o co konkretnie się kłócimy i o co masz pretensje, albo idę na przystanek i wracam pierwszym autobusem do miasta. I nie spotkam się z Tobą przez najbliższe dwa tygodnie! Albo i nawet przez miesiąc, jeżeli będzie trzeba! - zastrzegłam grożąc mu palcem. Byłam śmiertelnie poważna. 
- Nie wytrzymasz tyle. - posłał mi cwaniacki uśmieszek - Za bardzo będziesz tęsknić, żeby unikać mnie przez tak długi czas. - oparł czoło o moje czoło kołysząc nas delikatnie na boki.
- A chcesz się przekonać? - moja pewność siebie zaskoczyła Go, o czym świadczył moment bezruchu - Dobrze wiesz, że jak bardzo chcę to potrafię. I zawsze, ale to ZAWSZE, dotrzymuję słowa.
- I. ...
- Więc jak? - patrząc na wyraz jego twarzy mogłam spokojnie stwierdzić, że się wystraszył.
- Dobra... - odsunął się ode mnie, włożył ręce w kieszenie i odwrócił się bokiem, by na mnie nie patrzeć - Wściekam się, bo... Bo ty i on... Bo was tyle łączy i... - przeczesał włosy palcami - Cholera, jestem zazdrosny, rozumiesz!? 
No po takim wyznaniu wryło mnie kompletnie w ziemię. Stałam i gapiłam się na niego, jakbym widział go pierwszy raz na oczy. Chciałam coś powiedzieć, ale wyszło mi jakieś niezrozumiałe zająknięcie.
- A teraz twoja kolej. Możesz się śmiać. - machnął na mnie ręką i chwilę później widziałam już tylko jego plecy, co przywołało mnie do porządku.
- Czyś Ty upadł na głowę!? - wrzasnęłam uderzając pięścią w bark chłopaka - Zazdrosny!? O kogo!? O R.!? Porąbało Cię!? - stanęłam tuż przed Nim chwytając Go za oba policzki - Porąbało Cię człowieku... - prychnęłam unosząc się na palcach i muskając jego usta - Nigdy nie dałam Ci chociażby cienia podejrzeń, żebyś teraz mówił mi takie rzeczy.
- Ale tu nie chodzi o ciebie... - wyszeptał spokojnym już tonem - Tylko o to, jak on na ciebie patrzy... 
- Ale ja na niego nie patrzę. I to jest chyba ważniejsze.
- Wiedziałem, że nie zrozumiesz. - mruknął uwalniając się od mojego dotyku - Za każdym razem, kiedy on jest blisko ciebie mam ochotę przestawić mu parę rzeczy... - zacisnął pięści, a mięśnie jego szczęki zadrgały nieznacznie - Nienawidzę tego, że pozwalasz mu chociażby poklepać cię po plecach. - warknął, co mnie zdziwiło. T. jeszcze nigdy nie mówił do mnie takim tonem - Nienawidzę tego, że możesz wpaść na niego w mieście, kiedy nie będzie mnie przy tobie i że on może zaprosić się w jakieś fajne miejsce i...
- T. opanuj się! - przerwałam jego wywód, który zmierzał w niebezpiecznym kierunku - Nie jestem Twoją własnością! Nie możesz postawić mnie na półce, człowieku! I nie noszę żadnej etykietki z Twoim imieniem i nazwiskiem! - czułam, że posuwam się za daleko i jeszcze chwila, a powiem coś, czego nie powinnam, ponieważ wcale tak nie myślę - T. ... Mnie też aż pięści świerzbią, gdy widzę te wszystkie laski oglądające się za Tobą i zaśliniające całe chodniki. I nie tylko... Ale zwalczam to w sobie. Bo wiem, że należymy do siebie. I z tego co wiem, żadne z nas nie zmieniło co do tego faktu zdania w ostatnim czasie. - zrobiłam krok w jego stronę i wspięłam się na palce, aby zarzucić mu ramiona na szyję chłopaka, wtulić się - Jestem tutaj i jestem z tobą... Kocham Cię... Czego jeszcze chcesz?
- Sam nie wiem... - objął mnie zacieśniając uścisk.
- Nie ufasz mi?
- Nie ufam jemu... - napięcie ponownie zaczynało wzrastać.
- T., przestań się tym zadręczać. To nie ma sensu. - odsunęłam się, żeby spojrzeć w jego cudowne oczy - Kocham tylko Ciebie, i pamiętaj o tym. Tylko Ciebie. 
- Ja też Cię kocham... Bardzo. I dlatego czasem mi odbija. - uśmiechnął się radośnie, co zapewniło mnie o tym, że wszystko jest już w porządku.


Rozmowy o zazdrości nie należą do najłatwiejszych. A sama zazdrość... Moim zdaniem zazdrość rodzi się tam, gdzie nie ma zaufania. Jeżeli T. zaczął we mnie wątpić, to stwierdziłam, że muszę pomóc mu wrócić na właściwy tor. I to właśnie zrobiłam. Od tamtej rozmowy minęło półtorej roku i jak na razie nie poruszaliśmy tematu zazdrości. Żadne z nas nie czuło się niepewnie, a nasze wzajemne zaufanie wydaje się nienaruszone.
Z zazdrością trzeba walczyć. A najlepszą bronią w tej walce jest rozmowa - to taka wskazówka z własnego doświadczenia.



poniedziałek, 26 września 2011

Specjalne podziękowanie...

- Patrzyłeś kiedyś w gwiazdy od tak sobie? - spytałam leżąc obok Niego na kocu i zaciskając pięści w oczekiwaniu na dotyk Jego palców. 
- Dlaczego pytasz? - odparł skupiając wzrok na moich ustach, ale po chwili, jakby powrócił do rzeczywistości z jakiejś odległej krainy, popatrzył mi w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie uświadamiając sobie, że bardzo imponuje mi fakt, iż jestem w stanie rozproszyć uwagę tego cudownego chłopaka.
- Zastanawiałam się, czy dla Ciebie ta chwila znaczy tyle, co dla mnie... - mój szept rozniósł się echem w próżni lasu roztaczającego się wokół nas.
- Masz na myśli patrzenie w gwiazdy, czy nasze dzisiejsze spotkanie?
- A jeżeli odpowiem, że jedno i drugie?
- Sypiesz dzisiaj zagadkami, Kochanie. - uwielbiałam, gdy tak się do mnie zwracał. Jego miękkie "kochanie" budziło trzepot skrzydeł tysiąca motyli w moim brzuchu. 
- Ale odpowiedz. - naciskałam wpatrując w Niego uporczywie. W sumie to sama nie wie, czego oczekiwałam.
- A jeżeli powiem ci, że jestem prostym facetem... - obrócił się na bok twarzą do mnie i podparł głowę na dłoni - I zamiast patrzeć w gwiazdy wolałbym patrzeć przez całe życie na Ciebie?
- Nie żartuj sobie ze mnie. - prychnęłam przekręcając twarz ku niebu - Żaden prosty facet nie wymyśliłby takiego zdania. - moja reakcja wywołała u mojego chłopaka chichot, który sprawił mi niebywałą przyjemność. Po tym śmiechu wiedziałam, że odebrał moje słowa tak, jak powinien je odebrać.
- To miał być komplement?
- A jak myślisz? - powiedziałam zadziornie. Chwilę później poczułam na ustach czuły pocałunek Ukochanego i jego ciepłe dłonie zaciskające się na moich ramionach.
- Myślę, że jestem niesamowitym szczęściarzem, że mam ciebie. - szepnął pocierając nosem o mój nos - I coraz częściej zastanawiam się, co ty we mnie widzisz.
- To samo, co Ty we mnie.
- Diabelnie piękny uśmiech i błyszczące oczy?

W tym miejscu chciałabym podziękować mojemu T.
Za to, że byłeś, jesteś i będziesz...
Za to, że wciąż przypominasz mi, jak trudno było umówić się ze mną na randkę...
Za to, że byłeś cierpliwy i czekałeś na mnie - na moment, w którym dojrzeję do związku... 
Za te wszystkie czułe słowa, które od Ciebie usłyszałam i które z dnia na dzień wrzynają się w moją pamięć budując cudowne wspomnienia...
Za to, że dajesz mi tak wiele...
Za zaufanie...
Za wiarę we mnie...
Za przyjaźń... 
Za miłość... 
A przede wszystkim za to, że nawet jeżeli nigdy tego nie przeczytasz - to i tak wiesz, że z każdym dniem kocham Cię coraz bardziej i zdajesz sobie sprawę z bezcenności moich uczuć.

Twoja, już niedługo dwudziestoletnia, Miss_Independent.


piątek, 23 września 2011

T.S. Eliot - "Wydrążeni ludzie"

       Za każdym razem, gdy czytam ten wiersz to mam ciarki na plecach. Do dziś nie mam pojęcia, pod jakim względem ten utwór wywiera na mnie aż taki wpływ, ale może nie tylko na mnie działa w ten sposób. Może inni czytelnicy Eliota również przeżywają każdy jego wers z taką samą bombą emocjonalną jak i ja. W każdym razie chciałam opublikować go na swoim blogu, bo to mój ulubiony wiersz, a zarazem pierwszy, jaki przeczytałam z własnej woli (mam tu na myśli pominięcie wszystkich wierszydeł, które przerabiamy w szkołach na lekcjach). To on zachęcił mnie do sięgnięcia po tomiki wierszy zagranicznych poetów i obudził we mnie pasję do poezji. Dzięki niemu weszłam w nieznany mi dotąd świat i z dumą przyznaję się, że utknęłam w nim, uzależniłam się od niego i z uśmiechem na twarzy odkrywam nowe jego zakątki.

Thomas Stearns Eliot  
"Wydrążeni ludzie" 

I

My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy

Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.

A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
Wspomną, jeżeli wspomną,
Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi.

II

Oczu napotkać nie śmiem w moich snach
W sennym królestwie śmierci
Nigdy się nie ukarzą:
Tam na złamanej kolumnie
Oczami będzie blask słońca
Tam tylko chwieją się drzewa
I głosy, kiedy wiatr śpiewa,
Są dalsze i uroczyste
Niż gwiazda blednąca.

I obcym nie był bliżej
W sennym królestwie śmierci
Niechaj jak inni noszę
Takie umyślne przebranie
Patyki stracha na polu
Szczurzą sierść, pióra wronie
Niechaj jak wiatr wieję się skłonię
Nie bliżej -

Niech ostatecznie ominie spotkanie
W królestwie ni światła ni cienia

III

Tutaj kraina nieżywa
Kraina kaktusowa
Tu hodują kamienie
Obrazy, ich łaski wzywa
Dłoń umarłego błagalnie wzniesiona
Pod migotem gwiazdy blednącej.

Czy tak samo jest tam
W drugim królestwie śmierci
Czy budzimy się zupełnie sami
W godzinę kiedy wszystko w nas
Jest czułością i czystymi łzami
Usta chcą pocałunku
A modłą się do złamanego kamienia.

IV

Nie tu są oczy
Nie ma tu oczu
W tej dolinie umierających gwiazd
W tej wydrążonej dolinie
Złamanej szczęce naszych utraconych królestw

W tym ostatnim miejscu spotkania
Na oślep szukamy
Nieufni i niemi
Na żwirach zgromadzeni pod opuchłą rzeką

Na zawsze niewidomi
Bo nie ukażą się oczy
Gwiazda nieustająca
Wielolistna róża
Królestwa śmierci bez świateł ni cienia
Nadzieja tylko
Pustych ludzi

V

Więc okrążajmy kaktus nasz
Kaktus nasz kaktus nasz
Więc okrążajmy kaktus nasz
O piątej godzinie rano

Pomiędzy ideę
I rzeczywistość
Pomiędzy zamiar
I dokonanie
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Pomiędzy koncepcję
I kreację
Pomiędzy wzruszenie
I odczucie
Pada Cień

A życie jest bardzo długie

Pomiędzy pożądanie
I miłosny spazm
Pomiędzy potencjalność
I egzystencję
Pomiędzy esencję
I owoc jej
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Albowiem Tuum est
Życie jest
Albowiem Tuum est
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.



środa, 21 września 2011

Rozmowa czasem znaczy tak wiele...

- Co czujesz, gdy na mnie patrzysz?
- Mam ochotę rzucić się na ciebie i zacałować, aż oboje nie padniemy ze zmęczenia i ogromu szczęścia, które na nas spadło.
- A co byś poczuł, gdybym cię odepchnęła?
- Poczułbym się tak, jakbyś mnie zabiła...
- A co, jeżeli bym ci uległa?
- Byłbym najszczęśliwszym mężczyzną stąpającym po tej ziemi.
- A kiedy jesteś tak blisko mnie, co czujesz?
- Że chcę być jeszcze bliżej.
- A moje uczucia? Zastanawiasz się czasem nad tym, co ja czuję?
- Bardzo często. Nawet teraz, kiedy jesteś tuż obok. Nie zbliżam się zbytnio, bo wiem, że boisz się bliskości.
- Więc dlaczego mówisz mi te wszystkie rzeczy?
- Ponieważ moja szczerość kiedyś zdoła przebić twój mur obronny, za którym się przede mną ukryłaś.
- Nie boisz się, że kiedyś przyjdzie moment kryzysu i odpuścisz?
- Jak mógłbym odpuścić sobie miłość mojego życia? Naprawdę wierzysz w to, że kiedykolwiek jeszcze spotkam na swej drodze kogoś takiego jak ty?
- Jesteś przy mnie, bo jestem dziwadłem?
- Jestem przy tobie, ponieważ jesteś wyjątkowa. I jesteś stworzona tylko dla mnie. Wiem to odkąd ujrzałem cię przechodzącą przez ulicę w moim szaliku.
- Ale to był przypadek. Znalazłam twój szalik i pomyślałam, że mogę go wziąć.
- Przypadek? Ja nie wierzę w przypadki.
- A w co w takim razie wierzysz?
- W przeznaczenie, które nas połączyło.



Wiara i inne dopalacze.

Nieważne, ile razy upadasz - ważne, ile razy się podnosisz. To nasza odwaga i upór czynią nas tymi, kim jesteśmy, pozwalają nam walczyć o nas samych. Wiem, że nie mogę się poddać. Wiem, że zwątpienie jest blisko, jest tuż za mną, w każdej chwili może mnie dopaść... I nie przeczę, że było wiele takich momentów, w których faktycznie mnie dopadało - ale nie dałam się sprowadzić do parteru. Nie dobiło mnie. Dlaczego? Bo wiedziałam, że gdy stracę swoją wiarę w lepsze jutro to stracę wszystko. Wszystko to, co jest dla mnie cenne i na co pracowałam całe swoje dotychczasowe życie. I nie mogłam ustąpić. Ponieważ mój ośli upór doprowadził mnie do miejsca, w którym teraz jestem. 
I nigdzie się stąd nie ruszam.
Zaciętość czyni mnie silną. Wsparcie daje nadzieję. Wiara czyni nieugiętą. 
Dzięki temu wiem, że żadne przeciwności losu nie zniszczą osoby, którą jestem. 




Miejmy odwagę wyglądać nowego jutra. Jutra wolnego od naszych niepowodzeń i porażek. Jutra, które dzisiaj świeci jasnym blaskiem oślepiając nas i wszystkich dookoła.

"Ktoś kiedyś powiedział, że jutro jest wolne od błędów. Uwierzmy w to." 


sobota, 17 września 2011

Na początek małe wyznanie.

            Tak na dobry początek mogłabym napisać o czym będzie mój blog. Więc... O niczym. A tak dokładnie to o wszystkim i o niczym. Będę na nim zamieszczać wszystko, co wpadnie w moje ręce - w praktyce i w przenośni. Zobaczycie tu recenzje książek i filmów, wiersze, krótkie filmiki, zdjęcia, cytaty, opowiadania... A przede wszystkim moje myśli. Zakładając ten blog miałam zamiar zrobić z niego tak zwane "osobiste wysypisko" i tej koncepcji będę się trzymać. Nie liczę na komentarze, nie patrzę na statystyki - jeżeli chcesz drogi Czytelniku zostawić po sobie ślad, proszę bardzo - ale to nie jest wymóg. Publikując kolejne posty będę wylewać z siebie wszelkie żale, smutki, radości i inne emocje, które we mnie drzemią. Blog ma być dla mnie miejscem, dzięki któremu osiągnę wewnętrzne katharsis. Uważam, że każdy człowiek powinien mieć coś swojego, coś tylko i wyłącznie dla siebie, coś co sprawi, że będzie szczęśliwy i pozwoli wyrazić siebie - swój osobisty kącik samotności. Ja ma TO tutaj - na moim blogu.